Czy żyjemy dziś - jak przekonuje nas wielu historyków i teoretyków - w epoce zmierzchu historii oraz dominacji pamięci? Czy skazani jesteśmy na mnożenie cząstkowych opowieści bez żadnej możliwości Syntezy? Czy może odwrotnie - to pamięć odeszła bezpowrotnie wraz z końcem społeczeństw tradycyjnych i dziś nawet to, co nazywamy na swój użytek pamięcią przenika na wskroś duch historii? Na to pytanie stara się odpowiadać nie tylko dzisiejsza humanistyka, ale także sztuka - w tym teatr - pisze Paweł Mościcki w portalu kultura.enter.
Upraszczając kwestię możliwie najbardziej można powiedzieć, że budowanie opozycji między historią i pamięcią tworzy linię podziału, po której stronach można odnaleźć pewne symboliczne całości organizujące zbiorową wyobraźnię w dwa różne światy. Z jednej strony mamy prymat perspektywy zbiorowej i obiektywnej, przywiązanie do narracji, która z jednostkowych punktów widzenia tworzy syntezę ukazującą prawdę "stanu faktycznego". Z drugiej zaś odsłania się przed nami świat "mikronarracji", zawsze przypisanych konkretnym podmiotom oraz ich idiosynkrazjom. Zamiast mechanizmu porządkowania mnogości wydarzeń w spójną opowieść "wszechwiedzącego narratora" (na którego często stylizuje się tradycyjny historyk), mamy tu do czynienia z niespójną maszyną jednostkowej lub grupowej psyche, która o tyle tylko może zadomowić się w świecie, o ile - z punktu widzenia wymogów obiektywizmu - przykroi go na swą miarę. Czy żyjemy dziś - jak przekonuje