Świat sceniczny zbudowany jest z dwóch przenikających się płaszczyzn - historii książkowej Ani Shirley i Ani żyjącej we współczesnej Polsce - o spektaklu "A, nie z Zielonego Wzgórza" w reż. Katarzyny Raduszyńskiej w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu pisze Joanna Witkowska z Nowej Siły Krytycznej.
"A, nie z Zielonego Wzgórza" to kolejna premiera wałbrzyskiego Teatru Dramatycznego, zrealizowana w cyklu "Żeńsko-Męskie" tuż po "Sorry, Winnetou". Oba spektakle polemizują z utrwalonymi w literaturze rolami społecznymi przypisywanymi kobietom i mężczyznom. W zamyśle przedstawienia te mają być wystawiane jednego dnia. Spektakle wchodzą w skład projektu "Znamy Znamy do kwadratu", który jest kontynuacją programu z poprzedniego sezonu. Gdybyśmy nie znali idei przyświecającej od kilku sezonów dyrektorowi artystycznemu Teatru im. Szaniawskiego Sebastianowi Majewskiemu, moglibyśmy pomyśleć, że inscenizacje lektur, w których zazwyczaj podstarzali aktorzy nieudolnie próbują grać młodych bohaterów, to typowa próba reperowania budżetu przez prowincjonalny teatr. Wałbrzych to jednak fenomen na skalę Polski, a przyjeżdżający tu twórcy zdają sobie sprawę, w jakim mieście pracują i przygotowują spektakle odwołujące się do otaczającej ich rzeczywistośc