Ludzie myślą, że żyjemy na jakiejś krawędzi, na wulkanie. A my po prostu potrzebujemy takiej intensywności - mówią Justyna Łagowska, scenografka, i Jan Klata, reżyser, od 21 lat razem na scenie i w życiu
NEWSWEEK: Skąd te smętne miny? Za wami premiera "Matki Joanny od Aniołów" w Nowym Teatrze w Warszawie, bilety wyprzedane. JAN KLATA: Premiera jest jak maraton. Dwa ostatnie tygodnie nie myśli się o niczym innym, spinka całego organizmu, po czym, gdy dobiegnie się do mety, następuje zjazd. Organizm musi zrzucić napięcie psychiczne i fizyczne, bo ten nasz kilogram z kawałkiem galaretki w głowie wysysa energię z całego ciała. JUSTYNA ŁAGOWSKA: Może się wydawać, że premiera to wyłącznie euforia. Tymczasem gdy kończy się adrenalina, przychodzi zwykłe zmęczenie. JAN: Oczywiście są rozmowy z przyjaciółmi, z aktorami, z widzami. Chodzę na swoje spektakle, podglądam, jak się rozwijają z przedstawienia na przedstawienie, jak grają aktorzy, jak reaguje widownia. Zawsze jednak jest ten moment, gdy po czasie przebywania w zamkniętym, zupełnie osobnym świecie wyrzuca nagle człowieka na zewnątrz i pojawia się syndrom zejścia. Nigdy nie brałem narkotyków,