"Makbet" w reż. Leszka Mądzika w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.
Dlaczego Leszek Mądzik, skreślając na oko trzy czwarte oryginalnego tekstu "Makbeta", zdecydował się zostawić akurat to poczciwe zaklęcie, z którego kpiono już w czasach Boya? Dlaczego sięgnął po przekład Paszkowskiego tak już zaśniedziały? Mądzik, twórca subtelnych obrazów scenicznych na pograniczu światła i mroku, rzadko wkracza do "normalnego" teatru, a rezultaty bywają zwykle odświeżające. Spotkanie z Szekspirem jednak nie wyszło, owocując naiwnością. Poczynając od prologu, gdy widzowie kroczą przez zbudowany w foyer tunel z obitej czarnym materiałem dykty, w którym śpiewały, mlaskały i wiły się wiedźmy, po akcję właściwą, gdzie reżyser unieruchomił aktorów w ulubionych mansjonach - trumnach postawionych na sztorc, po czym zostawił ich sam na sam z retoryką tekstu. Dawali sobie z nią radę raz lepiej, bo dyskretnie (Lady Makbet Jolanty Rychłowskiej), raz gorzej, wpadając w deklamacyjny patos. Nie było w tym energii ani tragizmu, a