Znów udała się grudziądzka premiera. Świetny tekst Janusza Głowackiego, znakomita reżyseria i doskonała obsada - tak najkrócej można podsumować spektakl "Antygona w Nowym Jorku".
Ciemności przecina ostre światło latarki. Zamaszystym krokiem na scenę wkracza Murphy: poli-cjant, któremu nieobce są sprawy bezdomnych (Edward Żentara). Tak, to prawdziwy problem w Nowym Jorku - opowiada. W mieście uznanym za serce demokracji, cywilizacji i poszanowania praw człowieka! W nowojorskim parku bezdomnych jest wielu. Od czasu do czasu wpada tu policja, liczy wszystkich, tłumaczy, żeby przenieśli się do schroniska. Wyciąga wtedy butelki z koszy na śmieci, żeby w razie akcji oczyszczania parku, bezdomni nie mieli się czym bronić. Poznajemy Portorykankę Anitę (Małgorzata Maślanka), Saszę (Tomasz Piasecki) z Leningradu i Pchełkę (Marian Jaskulski) z małej polskiej wsi. Każde kiedyś gdzieś mieszkało, miało rodziny. Teraz to albo "schizole", jak mówi Murphy, albo epileptycy. Jedno wyklucza drugie - cieszy się Pchełka, chory na padaczkę. Każda z postaci została świetnie zagrana. I każda jest inna. Murphy: miły, ale zasadniczy. Policjant w