Jan, Ignacy i Paderewski to bohaterowie opery kameralnej "Three Paderewskis". Charakter dzieła nasuwał jednak większe skojarzenia z musicalem i oratorium. Za pomocą chwytliwych piosenek poznaliśmy równie chwytliwą historię okraszoną patriotycznym sosem. Bo życie Paderewskiego - wirtuoza, kompozytora, męża stanu i, last but not least, pierwszego polskiego celebryty, aż prosi się o nową opowieść - pisze Aleksandra Kujawiak w portalu kultura.poznan.pl.
Czy kiedy za historię wielkiego Polaka wezmą się amerykańscy artyści, musi wyjść dzieło wyrośnięte na patriotycznych sterydach? To oparte na stereotypie pytanie nasuwa się już kilkanaście minut po rozpoczęciu Three Paderewskis. Bo w dziele tym jak w soczewce skupione są polskie i amerykańskie nadzieje, oczekiwania, nostalgie i sentymenty, kompleksy i charakterystyczne sposoby narracji historycznej. W operze poznajemy trzy oblicza Paderewskiego - wirtuoza, polityka i mędrca, który przeżył już większą część swojego życia. To zgrabne podzielenie historii na trzy mogłoby być naprawdę dobrym zamysłem dramaturgicznym, gdyby dzieło było nieco dłuższe. W godzinnej operze historie tych trzech wersji Paderewskiego opowiedziane są skrótowo. A skróty odbijają się w tekście opery, w którym znajdziemy zbyt wiele banalnych sentencji-złotych myśli, w tym m.in. "Polska była najtrudniejszym utworem, jaki skomponowałem", "Tak jak każda wielka kompozycja,