"Śnieg" Orhana Pamuka w reż. Bartosza Szydłowskiego, koprodukcja Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie, Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, STUDIO teatrgalerii w Warszawie i Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Pisze Tomasz Miłkowski w Stolicy.
Sezon teatralny rozpoczął się dość niemrawo, dopiero czekamy na warszawskie premiery. Ale ten spektakl - koprodukcja kilku polskich teatrów - z pewnością zasługuje na uwagę [red.]
Rzecz toczy się w Karsie, prowincjonalnym mieście tureckim, będącym etniczną mieszanką wybuchową. Orhan Pamuk zawędrował w powieści Śnieg (2002) do Karsu, aby zbadać fenomen tureckości w tyglu sprzeczności. Bartosz Szydłowski (reżyser) i Mateusz Pakuła (dramaturgia, scenariusz) dostrzegli w tym szansę ukazania analogii z polskim rozdarciem, które nasila się wraz z cywilizacyjnym przyspieszeniem. Wykorzystali tę szansę po mistrzowsku.
Pamuk wysłał na zwiady do Karsu poetę Ka. Ma on wyjaśnić samobójcze zamachy dziewcząt, którym zakazano noszenia chust. Tak naprawdę to zwiad mający przynieść odpowiedź na pytanie, dokąd zmierza świat.
Orhan portretuje w Śniegu kilkadziesiąt malowniczych postaci, marzycieli, poetów, herbacianych polityków, dziennikarzy, artystów, wojskowych na pozór przyjaznych, w których wnętrzach drzemią niebezpieczne siły. Nigdy nie wiadomo, czy to łagodnie usposobieni, życzliwi innym wyznawcy islamu, czy wojowniczo nastawieni fanatycy, czy opiekunowie słabszych, czy też może oprawcy.
W spektaklu ta wielowątkowość i dwuznaczność musiała ulec znacznemu ograniczeniu, choćby ważne spotkanie Ka z miejscowym przywódcą religijnym zostało tu okrojone do monologu odtwarzanego na ekranie (jak zawsze z tajemniczą głębią przez Jerzego Trele) - Szydłowski i Pakuła stanęli przed trudnym wyborem, z czego zrezygnować, a co zostawić, nie tracąc klimatu powieści, który sprawia, że czytelnik staje się uczestnikiem toczącej się akcji.
Klimat udało się zachować, a uwagę skupić na głównym zadaniu Ka. W interpretacji Szymona Czackiego, który buduje postać zdyscyplinowaną, o wewnętrznym napięciu, a jednocześnie wychyloną ku innym, z któremi chce się porozumieć, Ka jest wędrowcem ku nowemu światu. Na drodze jednak stają mu liczni przeciwnicy, próbujący przeciągnąć go na swoją stronę, zmanipulować i wykorzystać w toczącej się walce.
Dzięki przemyślanej scenografii Małgorzaty Szydłowskiej na scenie toczy się wielotorowa akcja, płynnie przenoszona do rożnych punktów miasta, od pokoju hotelowego po scenę Teatru Narodowego. Kiedy narracja wymaga zagęszczenia, Szydłowski ucieka się do choreograficznego skrótu - ruch sceniczny opracowany przez Dominikę Knapik i muzyka Dominika Strycharskiego zastępują dialogi metaforą.
Ze scenami realistycznymi i poetyckimi sąsiadują w spektaklu slapstick i surrealistyczna zabawa. Dotyczy to zwłaszcza scen w Teatrze Narodowym - Julian Chrząstowski i Marta Zięba w roli wędrownych artystów o ambicjach politycznych brawurowo budują parodystyczne epizody, opisujące typowe postawy, i w kabaretowym ujęciu zapowiadają zbliżającą się masakrę na widowni teatru.
Wszystko otula nieustannie padający śnieg, jak niewinna szata przemocy i nienawiści, a płatek śniegu okazuje się szyfrem prowadzącym w głąb poezji Ka, jak również kluczem do wyjaśnienia jego wyborów, przed którymi - chcąc nie chcąc - nieustannie staje.