Przepraszam, że ja znów o tej Warszawie, ale smutek w mym sercu ogromny. Straciliśmy kolejny teatr - miejsce ważne, wyraziste, artystycznie intrygujące i intelektualnie stymulujące. To już naprawdę koniec - pisze Mike Urbaniak w felietonie dla e-teatru.
Lubiłem Teatr Dramatyczny pod kierownictwem Pawła Miśkiewicza, bardzo lubiłem. I nie bezkrytycznie, uchowaj Panienko Częstochowska. Widziałem tam też - żeby była jasność - parę rzeczy, które wprowadzały mnie w stany lękowe. Oglądając "Plac Apokalipsa" Michaela Marmarinosa chciałem sobie otworzyć żyły pilnikiem do paznokci, po "Bańce mydlanej" Andrzeja Pakuły musiałem zażyć Ketonal (od razu dwie tabletki), a po "I nie było już nikogo" Aleksandry Koniecznej nabawiłem się rozstroju żołądka i bałem się, że zarzygam foyer. To były jednak wyjątki, bo serwowane przez teatr spektakle w większości były bardzo smakowite. Zapamiętam na zawsze Piotra Polaka, który grając opis "Szału" Podkowińskiego w "Córeczkach" Małgorzaty Głuchowskiej wypadł prawie przez okno Nowego Wspaniałego Świata, a publiczność przerwała spektakl, żeby tę scenę nagrodzić rzęsistymi brawami (to był prawdziwy aktorski szał!). Zapamiętam moją ulubioną aktork�