W spektaklach dyplomowych najbardziej sympatyczna wydaje się ich atmosfera. Jest w niej coś z wielkiego teatru i coś z amatorskiego przedstawienia w gimnazjum. Świeżość i pewna naturalna u debiutantów nieporadność działania, pedantyczna precyzja gestu osłaniająca z determinacją niedostatki warsztatu, ów najwyższy ton gry obnażający niemiłosiernie wszelkie słabości talentu, ale również odsłaniający czasem, niespodziewanie, indywidualność niezwykłego blasku, cała ta pół familiarna widownia zapełniona najbliższymi w miłości i pracy - oto co najbardziej zniewala w tym wspólnym święcie widowni i sceny. Na przedstawienia dyplomowe nie chodzi się na serio. Nie chodzi się w każdym razie dla teatru, ale dla aktorów, i to nie w imię tego czym są, ale czym, być może, będą. Jest w tym pewna hipokryzja, bo młodzi grają śmiertelnie poważnie, podczas gdy my, widzowie, patrzymy na nich z sentymentem przekreślającym z góry wszelką surowość. Prze
Tytuł oryginalny
Owszem, podoba się nam
Źródło:
Materiał nadesłany
"Życie literackie" nr 2