EN

28.12.2022, 15:08 Wersja do druku

Otwarty Bogusław Litwiniec. Wspomnienie

Śmierć Bogusława Litwińca uświadomiła mi fakt, którym chciałbym się podzielić. To dzięki niemu i jego Festiwalowi Teatru Otwartego, którego dwie edycje oglądałem w słabych latach osiemdziesiątych, ja – uczeń V Liceum Ogólnokształcącego we Wrocławiu, poczułem, że jest świat poza granicą na Nysie Łużyckiej i drutem na Łabie i teatr bardziej wariacki niż Teatr Polski Jacka Bunscha i Teatr Współczesny Jana Prochyry.

fot. mat. Teatru Kalambur

Litwiniec zaprosił zespół z Luandy w Angoli – Kapa Kapa. Aktorzy grali po portugalsku i wyglądali jakby przyszli wprost z frontu wojny pomiędzy MPLA i UNITA.
Dziś często myślę, gdzie jest teatr Kapa Kapa. A jego aktorzy. Bo przecież nie ma już Związku Radzieckiego. I nie ma wielu z idei, które wtedy wykrzykiwali ze sceny.
Ten sam Litwiniec zaprosił Pinę Bausch. I pokazał ten spektakl, gdzie krzesła atakują kobietę i ten, w którym ziemia oblepia spocone ciała tancerzy. Tanztheater z Wuppertalu w Republice Federalnej Niemiec na scenie niespalonego jeszcze Teatru polskiego wystąpił z Cafe Mueller i Świętem wiosny. W drugiej części lat osiemdziesiątych.
21 tez Teatr Otwartego sprowadziły Poetica Theater z Melbourne, który w Wytwórni Filmów Fabularnych zagrał spektakl w piasku. Ogromna hala, tony piasku i widzowie siedzący w nim. I piesek, który nieustannie szczeknął, bo jedna z widzek przyszła na spektakl z pieskiem. To był kosmos.
Dla mnie, który nie przeżył Apocalypsis cum figuris Jerzego Grotowskiego  i Uniwersytetu Poszukiwań Teatru Narodów ani Sporu Henryka Tomaszewskiego była to doświadczenie formacyjne. Teatr zaczął być czymś więcej niż oglądanym przedstawienia i stał się przekazem, językiem i problemem.
Bogusław Litwiniec zaprosił też Mina Tanakę z Japonii i Amerykankę Margo Lee Sherman. I Petera Schumana z Bread and Puppet. I z korzeniami na wrocławskim Brochowie czyli Brockau.
I Teatr na Jugozapadzie.
Był też teatr z Monachium, którym jako uczeń klasy z poszerzonym językiem niemiecki opiekowałem się. Starałem się mówić gramatycznie po niemiecku, ale i tak byłem niezrozumiały, bo nie wiedziałem jak przetłumaczyć: sztankiet, zapadnia, sznurownia. I pamiętam panikę, kiedy strażak Teatr Współczesnego zabronił kategorycznie używania ognia, który był istotnym elementem spektaklu. Udało się zagrać przedstawienie z ogniem, ale musiałem siedzieć pod sceną z mokrą szmatą, żeby gasić wszystkie iskry, które spadały w dół.
Dzięki Litwińcowi Wrocław był wielkokulturowy i kilkujęzyczny. Dla mojego pokolenia nie było to oczywiste. Było to odświętne.  
Litwiniec dawał nam młodym ludziom poczucie ważności, bo umożliwiał wchodzenie na każdy spektakl bez biletów ani wejściówek.
Tak po prostu.
Bo wierzył, że teatr może ludzi ukształtować.
I tak będę pamiętał Bogusława Litwińca.

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

seb majewski