Z arcydziełami podobnie jak z ludźmi wrażliwymi a genialnymi trzeba ostrożnie. Łatwo je zniszczyć. "Otello" Szekspira był "niszczony" wielokrotnie, przede wszystkim przez operę, która ten dramat ogromnie spopularyzowała, ale i - co tu mówić - ośmieszyła. Dlatego powrót "Otella" na scenę teatru dramatycznego wiąże się zawsze z dużym ryzykiem. Szedłem więc z niepokojem na przedstawienie "Otella" do Teatru im. Osterwy w Lublinie. Dodajmy, że miało to być spotkanie z nowym przekładem - parafrazą Bogdana Drozdowskiego, a także z nie znanym mi jeszcze reżyserem. Reżyser Józef Jasielski odszedł szczęśliwie od jeszcze jednej koncepcji pogłębionego "Love Story", mimo wielkiego popytu na tego rodzaju gatunek przedstawień. Odrzucił też kilka schematów interpretacyjnych, choć wysunięcie Jagona na plan pierwszy, a przynajmniej równorzędny z bohaterem tytułowym nie było pomysłem nowym. Otello pozostaje więc przez cały czas przedstawienia w cieniu Jag
Tytuł oryginalny
"Otello" na scenie lubelskiej
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Powszechne nr 293