"Rumi" w reż. Roberta Wilsona w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Janusz Majcherek w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
Przyznanie się do rozczarowania nie przychodzi mi łatwo. Wilsona od dawna podziwiam i każdą sposobność obcowania z jego dziełem traktuję jako zdarzenie nadzwyczajne. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że po 40 latach twórczości inwencja niekiedy opuszcza mistrza. "Rumi" przy niezaprzeczalnym pięknie wykonywanej na żywo muzyki i śpiewu oraz urodzie dwóch czy trzech obrazów, naznaczonych dobrze znanym stylem swego twórcy, wydaje się w dorobku Wilsona spektaklem pomniejszym, wtórnym i stworzonym naprędce. Jakby w zastępstwie obiecanego "Fausta", którego warszawska premiera nie doszła do skutku. Tym, co rozczarowuje najbardziej, jest konstrukcja widowiska, które w gruncie rzeczy ma charakter raczej koncertu ilustrowanego obrazami scenicznymi niż integralnego spektaklu teatralnego. W podobnym stylu zrobił Wilson pokazywane w Warszawie "Kuszenie świętego Antoniego" inspirowane prozą Flauberta i oparte na pieśniach gospel. W przypadku "Rumiego" inspir