"Umowa, czyli Łajdak ukarany" w reż. Jaquesa Lasalle'a w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Barbara Hirsz w Trybunie.
Można by się pokłócić o to, kto jest ważniejszym bohaterem w "Umowie, czyli Łajdaku ukaranym". Widz koncentruje się na osobie Kawalera. Ale Marivaux nie bez powodu rozpoczyna utwór od popisów Trivelina, błazeńskiego sługi. Ten Trivelin łączy publiczność ze sztuką i Jerzy Radziwiłowicz gra pośród nas i mówi bezpośrednio do siedzących w krzesłach. Błazen jak to błazen. Wędruje z epoki do epoki. Teraz znów przybył znikąd, paraduje na scenę przez widownię i gada z pyszną swadą starego szelmy. Dopiero po jakimś czasie poznajemy centralną postać, czyli dziewczynę przebraną za chłopca. Mistyfikacja zagęszcza się. Ale to właśnie wraz z pojawieniem się Trivelina pisarz wprowadza temat arlekinady życia, jakim przeniknięty jest ten utwór. Marivaux swoją sztukę uczynił znakomicie teatralną jakby po to, by zwrócić uwagę na teatr egzystencji. I w tym Narodowy upatruje ofertę dla nowoczesności. Zarówno gdy chodzi o teatr, który miał na my