Zaledwie ilustracje, artystyczne nadużycie, pozory głębi
Taka już parszywa jest ludzka natura, że na ogół lepiej pamiętamy złe niż dobre doznania. Albo po prostu ostrzej i boleśniej. Dobre natomiast skłonni jesteśmy przyjmować jako coś nam należnego. W każdym razie tak mi się to nasuwa po dwóch ostatnich tygodniach z Teatrem Telewizji. Bez wielkich wstrząsów, z satysfakcją natomiast ogląda się Ekscelencję według Dostojewskiego. Z przyjemnością po prostu, jaką daje kawał dobrej roboty artystycznej. Aktorskiego kunsztu Henryka Bisty i Krzysztofa Kowalewskiego w budowaniu zewnętrznych i wewnętrznych portretów, dyskretnego rysowania drugiego planu przez Lidię Korsakównę i Wojciecha Siemiona. Z tym uczuciem udanego spotkania z pewnym ładem artystycznie skomponowanego świata przedstawionego. Ma się wówczas to bodaj kluczowe w teatrze wrażenie obcowania z czymś autentycznym, wiarygodnym. Właśnie: godnym wiary. Uniki wielkich aktorów wrażenie to nieco mącą. Jerzy Trela i Jerzy Radziwiłłowicz w Krystyn