Nawoływałem zawsze usilnie i do znudzenia, że pora, by wyraźny głos w kwestiach procedur konkursowych zabrało wreszcie, dotychczas bierne, środowisko teatralne. No to zabrało, głośno, radykalnie i często, telefonując do członków komisji, nagabując, by głosowali na "ich" kandydatkę - pisze Michał Centkowski dla e-teatru.
Kiedy ogłaszano niedawno konkurs na stanowisko dyrektora Teatru im Norwida w Jeleniej Górze poczułem najpierw zdziwienie, a potem nadzieję i radość. Oto władze miasta jednoznacznie opowiadając się za zdecydowaną jakościową zmianą, chcą wyłonić w drodze konkursu nowego dyrektora publicznej instytucji kultury. Gdy sformułowano kryteria konkursowe, jakie musieli spełnić kandydaci, wzmogły się we mnie obawy. Mimo tych, w moim odczuciu, przesadnie rygorystycznych wymogów formalnych, postanowiłem z jak najszczerszą i pozbawioną cynizmu wiarą śledzić dalszy rozwój wypadków. Ostatecznie, lepiej już zrobić konkurs "pod inwestycję", niż "pod siebie", jak choćby w Warszawskiej Operze Kameralnej. Nie sposób jednak uniknąć pytania o zasadność istnienia w Teatrze Norwida działu finansowego, czy też technicznego, skoro potrzeba wybrać naczelnego dyrektora na pięć lat, po to głównie, by zdołał on przeprowadzić remont? Może trzeba było do pięciu lat