NIE należę do sentymentalnych panienek, ale poniedziałkowe przedstawienie teatru TV oglądałam ze ściśniętym gardłem i sadzę, że tak jak mną - wstrząsnęło ono wszystkimi widzami zobaczyliśmy sztukę amerykańskiego autora E. Morrisa "Drewniany talerz" (chyba właściwiej zabrzmiałoby tłumaczenie: "Drewniana miska") z gatunku tak bardzo pogardzonego przez naszą krytykę, mianowicie tzw. dramat obyczajowy, rodzinny. Morris mówi o stosunkach amerykańskich, pokazuje rodzinę amerykańską, poddaną swoistym rygorom niewoli pieniądza, ale uciekalibyśmy od przyznania się do prawd oczywistych, utrzymując, że nie można by akcji tej sztuki przenieść na nasz grunt, w jak najbardziej realistyczny klimat naszych stosunków. Bowiem, jak świat długi i szeroki, okrucieństwa zdarzają się wszędzie i wszędzie wymierzone są przeciwko bezbronnym. I - jak świat długi i szeroki - o poziomie społeczeństw świadczy najdobitniej ich stosunek do słabych. Bohaterem sztuk
Tytuł oryginalny
Ostatnie miejsce
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Wybrzeża nr 29