Problematyka władzy, sprawy "wielkiego mechanizmu" - to tematyka, która w dramaturgii nieco nam się już opatrzyła. Nie dlatego, aby straciła na aktualności. Po prostu dlatego, że zbyt wiele razy częstowano nas inscenizacjami, które starały się podkreślać (i to za każdym razem w identyczny sposób) wspomniany "mechanizm władzy", ukazany przy tym aspekcie swoistego "teatru okrucieństwa historii" (jeśli wolno rozszerzyć określenie A. Artauda).
Współczesny dramaturg angielski John Arden stara się inaczej podejść do tematu władzy, do historii. Widzi w niej krzyżowanie się wielu czynników, nie tylko ogólnych, społeczno-państwowych, ale i tych głęboko ukrytych, najbardziej osobistych. Widzi grę, ścieranie się, a jednocześnie wzajemne uzupełnianie - z jednej strony brutalnej siły, z drugiej - przewidującej, nie kierującej się namiętnościami inteligencji. Stara się odkryć "znaki szczególne" złej i dobrej władzy (terminologia Ardena), posunięć taktycznych, podyktowanych koniecznością chwili. Daje jednocześnie szeroki margines wszystkiemu, co w historii nieoczekiwane, trudne do przewidzenia, a co również wpływa na bieg wypadków. Daje wreszcie do zrozumienia, że nawet przy pełnej znajomości elementów, stanowiących punkty wyjściowe jakiegoś historycznego wydarzenia, jego ostateczny rezultat może zaskoczyć, wyjść poza znane nam przesłanki, stać się nową, nieoczekiwaną jakością.