Uczestnictwo w dwóch spektaklach jeszcze mocniej uświadomiło mi paradoksalność sztuki Becketta, będącej - pod realistyczną warstwą - teatralnym traktatem o teatrze. A nawet czymś głębszym: zobrazowaniem faktu, że istota życia wewnętrznego polega na jego teatralizacji - pisze Piotr Matywiecki w drugiej części eseju "Ostatni człowiek - ostateczny teatr. O Ostatniej taśmie Samuela Becketta" w miesięczniku Teatr.
O roli Zbigniewa Zapasiewicza w "Ostatniej taśmie" Samuela Becketta Wieczór po wieczorze, szesnastego i siedemnastego września, obejrzałem spektakle "Zapasiewicz gra Becketta" w Teatrze Powszechnym. Najważniejszą ich częścią była dla mnie "Ostatnia taśma". Spektakle jeden po drugim! Widz, który tego doświadczył, poznaje niepokój uczestniczenia w szczególnym rytuale powtarzalności. To podobne do odczuć czytelnika dramatu, gdy wielokrotną lekturę konfrontuje z jakimś jednym przedstawieniem: wtedy objawia się mentalna, pozasceniczna idea spektaklu - swoisty teatr idealny. Podobnie dzieje się, gdy z kolejnych przedstawień "destylujemy" w pamięci ich ideę obrazową. To może dotyczyć każdego utworu, ale w przypadku "Ostatniej taśmy", ze względu na użyty w niej główny rekwizyt - magnetofon - i na wynikającą z tego konstrukcję akcji, rytuał powtarzalności staje się sprawą główną. Zresztą nazwanie magnetofonu rekwizytem pomniejsza jego rolę - n