Czas jest okrutnym mordercą, a ludzkie doświadczenie jego bezlitosnym pomocnikiem. Czas zniszczy każdą wartość, wyszydzi i wydrwi nasze marzenia, pozbawi złudzeń, zbezcześci symbole. Czas rządzi też w literaturze i teatrze. Ale mimo wszystko winniśmy samym sobie przywilej pamiętania i prawo do pożegnań.
"Miazga". Kiedyś był to tytuł-hasło, nieodmiennie jednym tchem łączony z nazwiskiem Jerzego Andrzejewskiego. Było to słowo, w którego znaczeniu zamykał się los ogromnej (i bodaj najwartościowszej) części naszej powojennej literatury. "Miazga", to była cenzura i jednocześnie podziemne wydawnictwa. "Miazga", to było "nowe wesele polskie" a zarazem "socjalistyczny gabinet figur". To utwór, który "raził złośliwym schematyzmem i prymitywizmem, w wielu fragmentach zniżający się do poziomu taniego paszkwilu antyradzieckiego i antykomunistycznego oraz trywialnego obyczajowego skandalizowania" - jak pisano w "notatce" Wydziału Kultury KC PZPR, wysłanej członkom i zastępcom członków Biura Politycznego oraz sekretarzom KC. Ten właśnie "złośliwy, prymitywny i schematyczny" utwór, dokumentujący Polskę lat 60. i 70. wzbudzał przed laty spore emocje. Drukowano go na prymitywnym sprzęcie w piwnicach, przemycano przez granice (nierzadko za cenę ogranicz