Twórca poznańskiej adaptacji scenicznej "Ferdydurke", Waldemar Śmigasiewicz, w programie spektaklu napisał, iż utwór Gombrowicza uwikłany jest "w sprzeczności wewnątrz struktury, w sprzeczności pomiędzy dziełem genialnym, wielopłaszczyznowym, a brukowym, we fragmentach pensjonarskim, awanturniczym wygłupem i dziecinadą". Podejrzewam, że intencją twórców przedstawienia było pokazanie na deskach sceny wszystkich tych antynomii, by z kolei dzięki temu móc wykazać identyczną "sprzeczność tkwiącą w nas, pomiędzy, tym, kim jesteśmy, a tym, kim sobie wyobrażamy". Założenia tak ambitne powinny zaowocować spektaklem, jeśli nie oryginalnym i nowatorskim, to przynajmniej mądrym i prześmiewczym. Niestety, z przykrością donoszę, że pierwszym zdaniem, jakie ciśnie mi się na papier a propos poznańskiej "Ferdydurke", jest znane przysłowie o dobrych chęciach. Problem bowiem polega na tym, że zdecydowanie łatwiej o wygłup, niż o wielopłaszczyznowo
Tytuł oryginalny
Ostał nam się ino wygłup
Źródło:
Materiał nadesłany
Poznański Przegląd Teatralny nr 1