O premierze z połową rządu na premierze "Nocy żywych Żydów", o tym, czy ma coś wspólnego z Tarantino i o swych dalszych literackich planach opowiada Igor Ostachowicz, słynny PR-owiec i doradca Donalda Tuska.
Gdyby ktoś powiedział Panu, że napisał Pan bajkę, to obraziłby się Pan? - Bajkę? Nie, bo bajka to nic złego, tyle że nie napisałem bajki. Według recenzentów Pana powieść to moralizatorska bajka o dojrzewaniu, w której bohater ze społecznie wyobcowanego liberała staje się świadomym i zaangażowanym obywatelem. Pasuje? - To bardziej "moralizatorska" mi się nie podoba. Sformułowanie "moralizatorska bajka" Pana obraża? - Jeśli pojawia się wybór między dobrem a złem, lub jeśli opowieść dotyczy strasznej zbrodni, to oczywiście łatwo o taki epitet. Ale starałem się, by nie można było podsumować tej książki słowem "moralizatorska". Napisał Pan książkę w konwencji horroru z wątkami jak z kina Tarantino. A sztuka miała być w rodzaju "Bękartów wojny"? - Nie chcę odpowiadać za autorów przedstawienia. Jeśli chodzi o samą powieść i Tarantino, to jest tak, że w pewnym momencie książka wymyka się autorowi z rąk. Zanim napisze się