- Jeden ze stryjów, gdy już zdecydowałem się zostać aktorem, ręki mi nie podawał! I to przez wiele lat. Nie mogli mi wybaczyć, że popełniłem taką gafę. Czarna owca po prostu. Poza mamą nikt mnie nie tolerował - mówi aktor WOJCIECH POKORA.
Dowcipny rozmówca, skromny człowiek, wspaniały aktor. Nam pan Wojciech opowiada o niespodziance, którą koledzy przyszykowali mu na 80. urodziny, przygodach na planach filmowych i żonie, która przez wiele lat leczyła ludzi... kamieniami. Zdaje się, że miał Pan tzw. epizod sercowy. I pali Pan nadal? - Ale niewiele, pięć papierosów dziennie. Kiedyś paliłem dużo. Jak byłem młody, to sobie nie żałowałem. Teraz przyhamowałem. Co było robić? Żona ciągle mi na głowie siedzi: "Nie pal i nie pal, błagam cię". Żona pozwala palić w domu? - W domu jest absolutny zakaz palenia. Latem, jak jesteśmy na wsi, palę w ogrodzie. W Warszawie spokojnie palę papieroska, idąc z psem na spacer. Jak się Państwu dzisiaj powodzi, już na emeryturze? - Na szczęście, wciąż gram w teatrze. Nawet w trzech. Kiedy poszedłem na emeryturę, zgłosił się Teatr 6.piętro Michała Żebrowskiego, żebym zagrał w "Chorym z urojenia" Moliera. Potem Och-Teatr Marii