EN

13.04.2022, 15:25 Wersja do druku

Orzeł i resztka

„Słabi”  Magdaleny Drab w  reż. Rafała Sabary w  Teatrze im.  Jaracza w Łodzi. Pisze Katarzyna Tokarska-Stangret, członkini 28. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

fot. Krzysztof Bieliński / mat. teatru

Nie umyłam włosów” – mówi Anina (idealna do tej roli Elżbieta Zajko) do Jana (Marek Nędza), sprzedawcy ze sklepu mięsnego, kiedy dochodzi między nimi do intymnego zbliżenia. „Zawsze uważałem, że włosy są zbędne, ale tobie pasują” – odpowiada jej Jan, patrzący zwykle na człowieka z taką samą obojętnością, jak na pozbawione owłosienia półtusze w masarni, które opisuje nazwami ludzkich części ciała.

Oboje w sztuce Magdaleny Drab Słabi. Ilustrowany banał teatralny używają słów powściągliwie, odsłaniając zawoalowaną w języku prawdę i jego funkcję komunikacyjną. Polegającą na mówieniu wprost, zadawaniu ryzykownych pytań, jakich na ogół boimy się zadać, i gotowości, by usłyszeć odpowiedź. Inaczej niż gadatliwe, posługujące się orężem cudzych sądów pozostałe postaci, które autorka nazywa bezosobowo Inna Taka czy Taki Jeden (przypomnijmy sobie łobuzerski wdzięk Mariusza Ostrowskiego jako Krzysztofa Krawczyka w niedawnym Chciałem być w Teatrze Powszechnym, żeby docenić tę kreację). Swoich bohaterów autorka tworzy za pomocą dwu przeciwstawnych, zdawałoby się technik: grubą kreską kreśli typ, a cienką dorysowuje subtelny portret psychologiczny. Ich portrety pojawiają się też na rysunkach, które autorka wkomponowuje w dramat jako obrazkowe didaskalia. Widoczna na nich drobna, wyizolowana z otoczenia, schowana za przysłaniającymi twarz włosami Anina, w istocie jest więc dość odważna i bezpośrednia – tylko cicha. Ani nie umie, ani nie chce „gęby sobie psuć”. Nie potrafi krzyczeć (dlatego aktorka założy rękawice bokserskie, żeby – po czasie – odbyć wyimaginowaną walkę w kolejce po parówki). Młodą matkę leczącą depresję poporodową Taka Tam (Matylda Paszczenko) nazwie kobietą-resztką, którą na nowo wypełnić może silikon lub męskie spojrzenie. Nie wzrok panów gwiżdżących na ulicy, tylko uważne spojrzenie, które Anina dostrzeże w oczach Jana.

fot. Krzysztof Bieliński / mat. teatru

Fabułę dramatu nagrodzonego Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną Magdalena Drab streszcza jednym zdaniem: „nieszczęśliwa pani spotyka pana w sklepie mięsnym, dopuszcza się z nim zdrady i akurat wtedy umiera jej otyłe dziecko, po czym ona popełnia samobójstwo. Czy to nie brzmi żenująco banalnie?” Na ile więc – pyta dalej samą siebie dramatopisarka – można pogłębić tak żenująco prostą historię?

Prapremierowe przedstawienie Rafała Sabary na małej scenie Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi jest kongenialną wersją powstałego tekstu, działającą według własnej teatralnej zasady. Pośrodku ściany wyłożonej białymi zimnymi kaflami Beata Nyczaj wmontowała windę. Jej rozsuwające się na boki drzwi – nadające rytm inscenizacji – to mechaniczna kurtynka swoistej miniscenki na scenie. Winda jest zarazem świetnie pomyślanym i wykorzystanym miejscem przejściowym, gdzie krzyżują się sąsiedzkie stosunki. Płytkie i przelotne, lecz naznaczone świadomością, że wszyscy wszystko o sobie wiedzą i poddają ocenie. Sabara wewnątrz windy tworzy najróżniejsze konfiguracje postaci, z siłą celnego kadru ukazujące i domowe pielesze, i chłodny świat masarni, i zmieniające się współzależności. Winda, do której w każdej chwili może ktoś jeszcze wsiąść, jest tu zaskakującą metaforą gwałtu społeczeństwa na jednostce. Taka Jedna (Milena Lisiecka) i Inna Taka (Agnieszka Skrzypczak) – matka wielodzietna, bez skrępowania wypytują Aninę o najintymniejsze i najtrudniejsze dla niej kwestie: czy dziecko dobrze się chowa, czy już nie płacze i czy ona dobrze się czuje.

Jak winda jest miejscem przechodnim, tak nagle zawiązana miłosna relacja Aniny i Jana zawisa dosłownie w próżni. Oboje wchodzą na podwieszaną drabinkę przeciwpożarową prowadzącą na piętro – i tam zostają – pomiędzy spodziewanym, a może odnalezionym, niebem a ziemią, na której raz za razem dzwoni telefon. Anina go nie odbiera, spędza trzy dni u Jana. Kiedy zdecyduje się porozmawiać z mężem (Mikołaj Chroboczek), usłyszy, że „dziecko się zmarnowało”.

Kochankowie prawie wisząc w powietrzu, muszą oprzeć się na sobie całym ciałem, całym ciężarem swojego życia, niby w grze w zaufanie, kiedy trzeba bezwładnie przewrócić się na partnera, wierząc, że zdąży i zechce nas złapać i podtrzymać. To scena zbudowana na kontraście do sceny nieudanego seksu (i nieudanych prób dialogu) Aniny z mężem. Tam partnerzy na czworakach uprawiają niestabilną gimnastykę, spadają sobie z pleców, jakby naładowani byli przeciwstawnymi, odpychającymi się ładunkami, na co żadna ekwilibrystyka cielesna nie pomoże. Nie da się odwrócić impulsów. Są czytelne nawet na nagraniu z ciasnej windy, gdzie znaleźli się razem wyzywająca Ta Jedna i mąż Aniny. Wspólnie udzielają jej – skulonej pod ścianą z kafelków w okrągłym świetle reflektora, jak zając unieruchomiony przez światła samochodu – cennych, bezdusznych rad, dotyczących tyleż roli matki, ile ekspresji kobiecości.

fot. Krzysztof Bieliński / mat. teatru

Magdalena Drab celnie przetwarza opresywne standaryzujące pytania zadawane matkom, niepewnym w nowej roli, ale czującym, że robią coś poniżej oczekiwań. Zarazem fakt, że niedawno urodziło się dziecko, że płacze, a powinno być przecież zadowolone i rumiane, że teściowa poi je herbatą z cukrem, że synek je parówki, które lubi, a potem rówieśnicy z przedszkola wyśmiewają jego nadwagę – czyli macierzyństwo i płynąca z niego miłość – nie wyczerpują osobowości Aniny. Widzimy ją na podłodze windy z rękami włożonymi w czerwone rajstopy. Znieruchomiałą. Długie, piękne blond włosy rozsypują się dookoła. Kiedy pierwszy raz od miesięcy wyjdzie wieczorem z domu do klubu, włosy będą okalać uwolnione w tańcu ciało, poruszające się płynnie, zmysłowo. Taki pewny siebie sposób poruszania się, na moment odnaleziony, Anina pragnie wyćwiczyć u psychoterapeutki na opłacanych z pieniędzy od męża sesjach. Nie będzie jednak w stanie nałożyć na nieskoordynowane impulsy płynące z zestresowanego ciała sztucznej formy, jak pozostałe bohaterki. Początkowo widzimy tylko ich kreacje wystawiane światu na pokaz, lecz Sabara ściąga te maski. Ta Jedna zmyje powiększającą usta szminkę, odklei sztuczne rzęsty i oderwie każdy po kolei tips. Wszystkie trzy ganiać się będą z zadymiarkami i piankowymi rurkami, inaczej niż na strajkach, ale podobnie wyzwolone od krepujących schematów i wzorców – matek, żon i kochanek. Ról tak mocno zakodowanych, że każących im udzielać dobrych rad, wpychać się w kolejkę i dezaprobować inne kobiety.

Dramatopisarka w didaskalium pod obrazem Świętej Rodziny narysowała dzisiejszą rodzinę – matka trzymająca becik siedzi samotnie niedaleko ojca trzymającego w ręku pilot do telewizora. Drab wkleiła rysunek dwa razy, pokazując w ten sposób sugestywnie, że wszystkie rozpaczliwe ruchy człowieka wynikają z tego, że w zasadniczej dla niego relacji nic się nie zmienia. Dlatego zakłada się czerwone rajstopy, żeby spodobać się panu z mięsnego, chociaż to niewłaściwe i Anina czuje, że powinna się wyspowiadać. Kościół jest jeszcze jednym miejscem, w którym odgrywa narzuconą sobie rolę. Być może jest to dla kobiet najbardziej wiążące jarzmo, z którego wynikają wszystkie poprzednie, albo na zasadzie buntu, albo podporządkowania. Dlatego powtarzając schemat drogi krzyżowej, Anina w Słabych upada trzykrotnie: pod ciężarem macierzyństwa, męża i biustu (kanonów piękna). A po samobójczej śmierci znów trafia do jakiegoś miejsca przejściowego – gdzie Śmierć okrywa kocem i poi herbatą – ani zbawiona, ani potępiona.

Magdalena Drab SŁABI. Reżyseria i opracowanie muzyczne: Rafał Sabara, scenografia i kostiumy: Beata Nyczaj, ruch sceniczny: Urszula Parol, reżyseria światła i wideo Jacqueline Sobiszewski. Prapremiera sceniczna w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi 4 marca 2022.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne