"2084" w reż. Michała Siegoczyńskiego Teatru Powszechnego w Radomiu i Teatr Na Woli w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Autor i reżyser w jednej osobie "2084" był chyba świadom, że napisał utwór dość przeciętny, skoro uczepił się Orwella. Pomysł, by jako koło ratunkowe wykorzystać parę zdań z "Roku 1984", to nazbyt wątłe alibi do pokazania tego tekstu na scenie. Wprawdzie Aleksandra Bednarz i Krzysztof Prałat nieźle sobie dają radę w pokazaniu historii o pewnym związku i pewnym rozstaniu, ale nie są w stanie przekroczyć granicy banału. Wszystko to już było, łącznie z zastosowanymi środkami: rzutnikiem obrazków na ścianę i mówieniem do publiczności przez mikrofon. Siegoczyński, dając widomy znak współczesności, krasi swój tekst wiązankami wulgaryzmów, które aktorzy wypowiadają z niejaką wstydliwością. Rzecz wyprodukowana siłami dwóch teatrów: Powszechnego w Radomiu i stołecznego Na Woli, a siły pozbawiona.