"Orkiestra Titanic" w reż. Andrzeja Domalika w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Aleksandra Koehler w Teatrze.
Światła wydobywają z niebytu dworzec kolejowy - a w zasadzie malutką stacyjkę. Jest szaro, pusto, miejsce wygląda na wymarłe. Tylko cztery ludzkie postacie, skulone, zgięte - karykaturalne nieco - wnoszą jakiś pozór życia w otoczenie. W ich pobliżu stoją cztery walizki, jakby odłożone na bok podczas oczekiwania na pociąg. Tak wygląda pierwsza scena spektaklu Christo Bojczewa "Orkiestra Titanic" w reżyserii Andrzeja Domalika. Owe cienie, odziane w łachmany, zaniedbane, nieobute, czekają tak w nieskończoność na Pociąg, który ma ich zawieźć do Jutra, do mitycznego świata "innych pasażerów". Ekspresy przejeżdżają obok stacyjki, nigdy jednak się nie zatrzymują - miejsce jest zbyt nierealne, za bardzo na uboczu, by traktować je poważnie. Jednak za każdym razem wśród oczekujących wybucha ożywienie. Istnieje plan, plan, który ma zagwarantować zatrzymanie pociągu. Należy udawać pasażerów: nakleić sobie promienny uśmiech i wyczekująco trzym