"Orfeusz i Eurydyka" w reż. Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Daniel Cichy w Tygodniku Powszechnym.
Eurydyka popełnia samobójstwo, a Orfeusz próbuje rozliczyć się z poczucia winy. Mariusz Treliński powraca na deski Teatru Wielkiego-Opery Narodowej. W kostiumie rewolucjonisty. Przestronny apartament. W wystroju dominują szkło, aluminium, szlachetne odmiany drewna. Na podłodze leżą wciąż nierozpakowane kartony, laptop, na centralnym miejscu stoi pozostawione w nieładzie łoże. Cisza, słychać nerwowe kroki, kobieta głośno chwyta powietrze. W czerwonej sukni wygląda pięknie i smutno. Bo czeka. Na stole położyła śnieżnobiały obrus, dwa kieliszki, butelkę wina, świecznik. Nagle coś w niej pęka, rozbija kieliszek i podcina sobie żyły odłamkami szkła. Dopiero teraz brzmią pierwsze frazy uwertury. Jeszcze tylko kilkadziesiąt tabletek, które dopełnią samobójczy rytuał, i Eurydyka zgaśnie na rękach spóźnionego kochanka. Początkowe minuty najnowszej inscenizacji "Orfeusza i Eurydyki" Christopha Willibalda Glucka wskazują klucz, który do dzieł