"Oresteja" w reż. Mai Kleczewskiej Teatru Narodowego i Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w Warszawie. Pisze Anna S. Dębowska w Beethoven Magazine.
I pomyśleć, że jeszcze rok temu miało dojść do prawykonania "Orestei", opery Agaty Zubel, którą miała wyreżyserować Maja Kleczewska w Operze Narodowej. Tymczasem proporcje się odwróciły i w efekcie w koprodukcji dwóch teatrów powstała "Oresteja" Mai Kleczewskiej z ilustracją dźwiękową Agaty Zubel; przedstawienie określono mianem "dramatoopery". Niby to wciąż operowy cykl Terytoria, ale na deskach Narodowego, z okrojoną warstwą muzyczną i pełną obsadą aktorską - jedynie Chór jest śpiewany. Obejrzawszy w sobotę premierę, doszłam do wniosku, że z jakiegoś powodu zmarnowano temat i wartościowy materiał muzyczny, na rzecz zrealizowania wybitnie nieudanej produkcji teatralnej. Maja Kleczewska stała się zresztą pierwszym recenzentem tego przedstawienia - wystawiła sobie ocenę negatywną. Mianowicie, nie wyszła do braw. Zniknęła. Podobno dała nogę, "wypuściwszy" aktorów i kompozytorkę na ewentualne cięgi ze strony premierowej publiczności.