Rok 2011 w polskim teatrze był dla mnie przede wszystkim okresem stabilizowania się wypracowanych w poprzednich latach nowych języków teatralnych i form angażowania widza. Kontrowersyjne zabiegi sceniczne przestały wzbudzać niechęć. Co więcej - stały się pretekstem do dyskusji. pisze Magda Szpecht w portalu G-punkt
W przestrzeni teatrów instytucjonalnych, oprócz nowych konwencji, narodził się również nowy typ widza, który zamiast automatycznie odrzucać to, co nieznane, próbuje analizować i zrozumieć. Ja natomiast spróbuję podsumować mijający rok. Podsumowania zawsze są trudne. Wiem, że takie stwierdzenie trąci banałem, jeśli jednak mowa o współczesnym polskim teatrze, te słowa znajdują pełne uzasadnienie. Problemy z kategoryzacją przedstawień mają źródło w wielkiej różnorodności, która we wszystkich dziedzinach sztuki i życia publicznego jest dziś najbardziej pożądanym zjawiskiem. Wielość estetyk, tematów i nurtów świadczy o tym, że mamy do czynienia z rozkwitem, nie zaś z kryzysem. Wbrew popularnym tezom o biednych, ciemiężonych artystach, uważam, że kultura w Polsce ma się całkiem nieźle. Być może dlatego, że mieszkam na Dolnym Śląsku, który od kilku lat niezmiennie tytułowany jest teatralną stolicą kraju. Przedstawienia z reg