- Dawni anonimowi oprawcy znikają, wyparowują z ludzkiej pamięci, gdzieś się rozpłynęli, nie wiadomo, czy żyją. A potem pojawiają się w zupełnie nowym miejscu jako uroczy sąsiedzi, żyją wygodnie, mają wysokie emerytury, w obliczu prawa są nienaruszalni - mówi WALDEMAR KRZYSTEK, reżyser "Norymbergi" zrealizowanej dla Teatru TV.
W Teatrze Telewizji można obejrzeć dziś sztukę Wojciecha Tomczyka "Norymberga". Opowiada ona o oficerze kontrwywiadu - Stefanie Kołodzieju, który pod koniec życia chce odpokutować PRL-owskie zbrodnie. O rozliczeniu z przeszłością DZIENNIK rozmawia z reżyserem spektaklu - Waldemarem Krzystkiem. AGNIESZKA SARACYN: Pana najnowszy spektakl "Norymberga" bardzo dobrze wpisuje się w rzeczywistość pozaliteracką - rzeczywistość, w której cały czas słyszymy o lustracji, rozliczeniu z przeszłością. WALDEMAR KRZYSTEK: Wykorzystałem okazję, można powiedzieć wspaniały zbieg okoliczności. Po pierwsze, Wojciech Tomczyk w zeszłym roku napisał mądrą i ważną sztukę. Po drugie, w tym roku można było ją bez żadnych ograniczeń czy ingerencji zrealizować, nawet nie oglądając się na tzw. poprawność polityczną. W programie do przedstawienia napisałem, że w "Norymberdze" spotykam się ze swoim dawnym, dobrym znajomym, najstarszym z moich filmowych ubeków.