"Madama Butterfly" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Operze Krakowskiej. Pisze Anna Woźniakowska w miesięczniku Kraków.
Podobno kilkuletni Giacomo Puccini stwierdził, że najbardziej na świecie kocha muzykę, dziewczęta, ptaki i mrówki. Temu wyznaniu pozostał wierny do śmierci. Muzyka była treścią jego życia, jej środkami kreślił kobiece postaci niemąjące sobie równych wśród operowych heroin. Dobrze się czuł jedynie na łonie przyrody w ukochanym Torre del Lago. Mimo upływu czasu, mimo wojen, rewolucji obyczajowej i feminizmu Manon, Mimi, Tosca, Liu niezmiennie wzruszają bywalców teatrów operowych. I choć Puccini napisał wspaniałe arie na głosy męskie, to przecież nie mężczyźni są w jego operach najważniejsi. Sednem jego dzieł jest kochająca kobieta. Być może zdecydował o tym los. Kompozytor ojca stracił w dzieciństwie. Wyróżniany przez matkę (ze szkodą dla młodszego brata), otoczony pięcioma siostrami czuł się dobrze w żeńskim żywiole, kobieca psychika stała mu się bliska. Miał przy tym wrodzone doskonałe wyczucie sceny, był nie tylko kompozytor