„Dzika strona Wisły albo zwierz w wielkim mieście. Ekoszopka 2024” wg scen. Bartłomieja Magdziarza, Macieja Łubieńskiego i Michała Walczaka w reż. Michała Walczaka w Teatrze Rampa w Warszawie. Pisze Beata Kośmider w Teatrze dla Wszystkich.
Nie opadło jeszcze na dobre konfetti po listopadowej premierze „Rasputina”, kolejnej odsłonie kabaretu Pożar w Burdelu, a już Michał Walczak stwarza nową okazję do spojrzenia w bardzo trzeźwy sposób, i jednocześnie ze znacznym przymrużeniem oka, na rzeczywistość polską i warszawską, z mocnym akcentem na koloryt prawobrzeżnej stolicy. Ekoszopka – minimusical na zakończenie 2024 roku – rytmicznie, kolorowo i różnorodnie, a przede wszystkim z humorem – jest o tym, co już się wydarzyło i co przed nami w niedalekiej przyszłości.
Iść do Teatru Rampa na spektakl, którego współautorami scenariusza są twórcy Pożaru w Burdelu, to jak odwiedzić starych znajomych. Tym razem współtwórców scenariusza jest trzech: Bartłomiej Magdziarz, Michał Walczak i Maciej Łubieński. Na scenie pięcioosobowy zespół aktorski (w składzie: Agata Łabno, Agnieszka Makowska, Anna Mierzwa, Bartłomiej Magdziarz i Mateusz Nowak) skutecznie dwoi się i troi, kreując ponad dwadzieścia ról, w tym animując czasem śmiesznie straszne, a innym razem strasznie śmieszne lalki autorstwa Konrada „Kony” Czarkowskiego.
Mgr Marzena Świrska-Wnerwińska (w tej roli oczywiście Agnieszka Makowska) tradycyjnie z zapałem stara się zażegnać wszelkie kryzysy, jakimi targana jest kierowana przez nią integracyjno-sportowo-wyczynowa szkoła podstawowa nr 5324 na Targówku. Wobec braków kadrowych – po odejściu ze szkoły nieodżałowanego księdza Marka i psycholożki Sandry Chandry – zaradna dyrektorka zatrudnia do podwójnej roli seksedukatorki i katechetki siostrę Simonę (Anna Mierzwa), w rozdwojeniu wdzięcznie pląsającą z bananem w dłoni i dbającą o uduchowienie podopiecznych. Niepokorna uczennica Apostasia (Agata Łabno) – tym razem nieco mniej demoniczna niż podczas kryzysu wywołanego przez wskrzeszone widmo Rasputina, za to wciąż ekologicznie ekstremistyczna i zapatrzona w Ostatnie Pokolenie oraz Gretę Thunberg – wsiąka w świat gangów, dilerów i używek, stając w opozycji do taty-policjanta (Bartłomiej Magdziarz). Ulica Inżynierska staje się narkotykowym centrum Warszawy, leci kreska do nieba, gang kiwa się w rytmie hip-hopu. Krótko mówiąc – bardzo światowo jest na warszawskiej Pradze. Jest tu też lokalny Wilanów – Zacisze! A na dziką stronę Wisły odważą się przyjechać swoim SUV-em nowocześni ludzie sukcesu ze Złotej 44 – Lex Developer (Mateusz Nowak) i jego żona Suvanna (Anna Mierzwa) – i nawet zaszczycą swą obecnością Galerię Wileńską.
Jeśli mało nam postaci, to spójrzmy na lalki-kukiełki, których nie brakuje, jak na prawdziwą szopkę przystało. Przez kameralną scenę Rampy przetacza się pokaźny korowód: dzik Tadzik i jego ojciec (zastrzelony w Kampinosie), bóbr winny/niewinny niszczenia nadwiślańskich wałów, amerykański emigrant Late Night Szop, ekipa uciekinierów z warszawskiego ZOO: małpa Voodoo Monkey, mors utylizujący problemy w odmętach Wisły, mistrz hip-hopu hipopotam, lampart-Rampart – neoweganin i aspirująca osobowość sceniczna. Jest także grzybek (narkotyk), złowrogi duet karpia i małża, dwa czekoludki, psiecko (połączenie szczenięcia z ludzkim dzieckiem) oraz spersonifikowane przedstawicielki sieci sklepów: żabka i biedronka. A na deser wkraczają do akcji Bazyliszek i Złota Kaczka!
Fabuła jest zgrabnie przerysowana, pełna absurdu, nawiązań i aluzji do zjawisk społecznych i wydarzeń politycznych. Różnice pokoleniowe (boomersi, milenialsi, zetki), pogrążająca się w chaosie Warszawa porzucona przez Rafała Trzaskowskiego na rzecz ogólnopolskiej kampanii do wyborów prezydenckich, echa niedawnej wygranej Trumpa, kryzys klimatyczny, problemy budżetowe sektora edukacji, dopalacze, ekshibicjonizm w mediach społecznościowych – to, między innymi, wątki wrzucone do jednego worka fabuły i wyskakujące z niego po kolei niczym króliki z kapelusza. Jednak wszystko to zgrabnie połączone w wartką opowieść, wymagającą od widzów skupienia i orientacji w bieżącej sytuacji. Choć nawet jeśli zgubi się wątek, to i tak śmiać się jest z czego.
Z mnogością tematów i tempem akcji współgra różnorodność gatunków muzycznych. Andrzej Izdebski sięgnął po funky, pop, hip-hop, punk rock, disco i co nam w duszy jeszcze może grać. Publiczność ochoczo klaskała, bo rytmu było pod dostatkiem.
Zabawa zabawą, ale w szopce, u progu kolejnego roku, właściwy kierunek w czasach kryzysu wskazać wypada. Otóż na chaos i zagrożenie wszelakie, remedium to tradycja – legendy i rodzina. I to oczywiście pół żartem, pół serio, bo trudno liczyć na pomoc postaci rodem z fantastyki czy mówić o tradycyjnej rodzinie, jeśli owocem miłości jest dzicko (z ojca dzika i matki homo sapiens), a do przybranych rodziców tuli się psiecko. Zaś na horyzoncie majaczą już kolejne mutacje genetyczne. Strach się bać, więc lepiej się pośmiejmy!