Czy odzyskanie wzroku po 30 latach przez kobietę, która go utraciła
mając zaledwie 10 miesięcy, to błogosławieństwo czy koszmar? Komu operacja stwarza szansę, a komu ryzyko: jej samej, mężowi, a może chirurgowi? Jakie etyczne komplikacje może to zrodzić? Czy świat ludzi widzących jest lepszy?
Oto pytania, które stawia Brian Friel, irlandzki dramaturg, którego "Tańce w Ballybeg" (1990) były na scenie Teatru Powszechnego wydarzeniem. Wszystko wskazuje na to, że i "Molly Sweeny" podbije polską publiczność, tak jak stało się to już w Nowym Jorku, Londynie i Paryżu. Rzecz napisana z dramaturgicznym nerwem, a przy tym surowa w formie, jest kompozycją trzech wielkich monologów: ociemniałej, jej męża i lekarza, który podejmuje się operacji. Monologi te odsłaniają pasje, nadzieje, dramaty i radości bohaterów. Opowiadając tę samą historię z trzech punktów widzenia dramaturg ukazuje złożoność prawdy, która, nie jest ani sumą tych opowieści, ani też tym bardziej nic jest czyjąś własnością. Reżyser Piotr Mikucki poprowadził tak spektakl, aby z równą siłą zabrzmiały różne wersje wydarzeń. Aktorzy zaś wykorzystali możliwość stworzenia psychologicznych kreacji. Dorota Landowska, jako Molly, dała wzruszający wizerunek kobiety szczę�