O smaku sukcesu w Polsce pisze w specjalnym felietonie dla e-teatru Michał Zadara
Dzisiaj rano rozmawiałem przez telefon z Pawłem Demirskim, dramatopisarzem. Nie jest ci przykro po tekście Bończy-Szabłowskiego z "Rzeczpospolitej" - pyta on, nawiązując do recenzji sprzed kilku dni, w której Pan recenzent Bończa-Szabłowski opluł i jego i mnie. Nie - mówię ja - już raczej mi nie jest przykro po takich tekstach. Już się chyba przyzwyczaiłem. A mi jednak jest przykro - mówi on. Przypomina mi się w takich sytuacjach - mówię ja - historia Brunona Jasieńskiego. Jasieński mianowicie zdecydował się na emigrację po tym jak Stefan Żeromski opluł jego poezję na łamach jakieś ważnej publikacji, może nawet "Wiadomości Literackich". Żeromski napisał, że poezja Jasieńskiego jest niesmaczna i zła, że - co więcej - zagraża całemu językowi polskiemu. Zamiast poczuć się dowartościowany - w końcu najważniejszy polski pisarz zjechał go na łamach ważnej publikacji, może nawet "Wiadomości Literackich" - że w związku z tym jego