- Mam to szczęście, że wystawiono już trzy moje opery, ale po próbach i premierze kompozytor znów siedzi sam w domu i pracuje nad kolejnym utworem - nie ma tej codziennej konfrontacji ze sceną, właściwej innym grupom zawodowym. Ja zaś kocham teatr - to mój żywioł, mogę tygodniami siedzieć na próbach po dwanaście i więcej godzin dziennie nie czując zmęczenia - mówi PRASQUAL w Ruchu Muzycznym.
Prasqual odpowiada na pytania Krzysztofa Kwiatkowskiego Masz trzydzieści lat i za sobą prawykonania kilku pozycji z dziedziny teatru muzycznego. Porozmawiajmy najpierw o tym - skąd się biorą pomysły na nie? - Najczęściej pomysły przychodzą kiedy czytam, czytam bardzo dużo. Często myślę: to byłaby świetna rzecz na operę. Ostatecznie jednak pomysł dojrzewa bardzo powoli, w długim procesie wyborów i filtracji - jak w przypadku "Ophelii". Zatem literackie inspiracje są najważniejsze? - Być może istotnie - są pierwszym impulsem. Ale równie ważna jest architektura dzieła, forma muzyczna, dramaturgia. Poza tym najbardziej interesuje mnie reinterpretowanie tekstów, rozszerzanie i zmienianie kontekstu, nadawanie im innych znaczeń. Kontynuowanie gatunku opery literackiej nie interesuje mnie wcale. Kiedy pisałeś libretto "Ophelii", tekst pochłaniał cię całkowicie, czy może miałeś już wyobrażenie muzyki? - Utwór powstaje organicznie, jak drzewo -