Kończąc 90. rok życia w zdrowiu, pełni sił witalnych, zawodowej aktywności i blasku spojrzeń niezliczonej liczby entuzjastów, można nie ukrywać daty urodzenia. Teresa Żylis-Gara nie czyniła tego nigdy - pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.
Jej światowa kariera przewyższa dokonania jakiegokolwiek polskiego śpiewaka drugiej połowy ubiegłego stulecia. Droga na szczyty była trudna i wyboista. Po wojennym dzieciństwie emigracja z podwileńskiego Landwarowa, gdzie się urodziła. W młodości studia w Łodzi u prof. Olgi Olginy w trudnych warunkach materialnych, a potem problemy z zawodowym startem w polskich teatrach. Królowały tam wtedy primadonny tylko o kilka lat starsze. W Warszawie Maria Fołtyn, w Poznaniu Antonina Kawecka, we Wrocławiu Halina Słoniowska, w Bytomiu Natalia Stokowacka, w Łodzi Lidia Skowron. W końcu lat 50. po raz pierwszy oglądałem ją w krakowskich "Opowieściach Hoffmanna". Nieco później czarno-biała telewizja transmitowała z Krakowa "Madame Butterfly", którą śpiewała urzekająco pięknym głosem i zniewalającą interpretacją, a starzejące się już na swych stanowiskach pseudokonkurentki "narzekały", że nie ma forte, nie ma "góry" i jest mało podobna do Japonki. Wo