Tak, proszę państwa, inaczej nie można, inaczej istnieć się nie da - należałoby przy tej tytułowej kwintesencji zanucić sobie sentymentalnie do melodii slow-fox'a, dystyngowanego bostona lub też z nieposkromioną werwą - godną skocznego walczyka. W każdym razie nic z atmosfery ostateczności, nic z dramatu konieczności, t co by po raz z rzędu uzmysławiał ciężar ludzkiego losu, jego nieprzekraczalne, porażające ograniczenia. Taką właśnie niefrasobliwością, tonem lekkim i nieodpowiedzialnym przymrużeniem oka tchnie przedstawienie "Operetki" Gombrowicza w łódzkim Teatrze Nowym. Choć powodem do napisania niniejszego tekstu jest właściwie przedstawienie w poznańskim Teatrze Polskim wyreżyserowane przez Józefa Grudę, trudno pominąć prapremierową realizację Kazimierza Dejmka z kwietnia 1975 roku (oglądałem przedstawienie w kształcie, jaki posiadało ono w listopadzie ubiegłego roku) - inscenizację przejrzystą w swej logice, wspierającą się tak
Tytuł oryginalny
Operetka - sposób istnienia
Źródło:
Materiał nadesłany
Nurt nr 3