"Joanna d'Arc w reż. Nataschy Ursuliak w Operze Wrocławskiej i "Maria Stuarda" w reż. Dietera Kaegi w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Dorota Szwarcman w Polityce.
Nie umawiając się, teatry operowe we Wrocławiu i w Poznaniu w ostatni weekend styczniowy postanowiły uraczyć publiczność premierami niewystawianych dotychczas w Polsce dzieł z epoki belcanta. Poza podobną stylistyką (dzieło młodego, 32-letniego Verdiego częściej zaskakuje nas dziwnie frywolnymi walczykami) łączy je jeszcze parę cech: libretta obu powstały na kanwie dramatów historycznych Friedricha Schillera oraz - co się z tym łączy - niewiele mają wspólnego z prawdą historyczną: Joanna d'Arc jest zakochana z wzajemnością w delfinie Francji Karolu, a Maria Stuart - w hrabim Leicester, w rzeczywistości kochanku królowej Elżbiety I. W każdym spektaklu owe odstępstwa zostały potraktowane inaczej. O ile realizatorki wrocławskiej "Joanny" reżyserka Natascha Ursuliak i dramaturg Annie-Laure Druner, próbowały na siłę godzić libretto z prawdą historyczną (z czego wynikły takie kurioza, jak przerobienie postaci ojca Joanny w księdza inkwizytora)