Sala kameralna Teatru Muzycznego w Gdyni podzielona została wybiegiem. Publiczność po dwóch stronach i półtorej godziny akcji paranoicznej bez przerwy. Autorami najnowszej realizacji muzycznej na gdyńskiej scenie są Dariusz Brzóska Brzóskiewicz i Jarosław Ostaszkiewicz. Obaj są twórcami libretta, a Ostaszkiewicz dodatkowo rzecz całą reżyserował.
Spektakl jest grą konwencjami, zabawą słowami. Opowiada o bohaterze, którego dotknęło macierzyństwo, stał się więc ojcem i matką w jednej osobie. Jakie go spotykają okoliczności - trzeba obejrzeć już na scenie. Spektakl nie porywa. Czasami wręcz nuży i drażni. Autorzy bawią się słowami nadmiernie. Paranoja goni więc kolejny absurd. To śmieszne, ale nie za długo. Najciekawsze, i one zresztą ratują inscenizację, są aktorskie propozycje. Tomasz Fogiel zagrał koncertowo kierownika, komendanta, Zeusa i kolesia z pracy. Ewa Jendrzejewska była porywającą nauczycielką - kochanką i kierowniczką urzędu pracy, w roli matki obejrzeliśmy Małgorzatę Skoczylas, a głównego bohatera - chyba najsłabiej - zagrał Zbigniew Sikora. Ciekawe są kostiumy Ewy Gdowiok, gorzej z aranżacją przestrzeni. Pomysłowa choreografia Iliany Alvarado dotyczy głównie trzech adeptek zgrabnie roztańczonych. Muzyka Marcina Krzyżanowskiego wydaje się najciekawszym twórczym