Nie tak dawno mówiono z przekonaniem, a często z drwiną, o nieuchronnym końcu opery. Złowróżbnym symptomem jej zguby była śmieszność, w którą popadła. Im bardziej opera była tragiczna, tym śmieszniejsza się stawała - Zeszyty Literackie drukują tekst Michała Bristigera wygłoszony podczas prezentacji książki Tomasza Cyza "Arioso" w Instytucie Teatralnym w Warszawie.
A tymczasem stała się - chcąc nie chcąc (dla różnych słuchaczy muzyki) - najpoważniejszym gatunkiem hermeneutyki muzycznej. Mówi o rzeczach, których przy innych gatunkach nie sposób poruszyć albo wręcz nie wypada, jak na przykład przy fudze czy kanonie. Opera i miłość, opera i szaleństwo (dzisiaj do pomyślenia jest debata z zaproszeniem psychiatrów, dawniej raczej było to niewyobrażalne), opera i polityka - same tematy z pierwszej półki. Wydarzyło się więc coś niespodziewanego: opera stała się gatunkiem arcyważnym, humanistycznym, który wzbogaca życie intelektualne. Potrafiła się związać z życiem społecznym, wykazali nią zainteresowanie nawet rusznikarze polityczni. Co jednak ważniejsze, w operze wrażliwy widz może w sposób całkiem naturalny uczestniczyć w poszukiwaniu uczucia i piękna, co jest jakby tradycyjnym zobowiązaniem tego gatunku. Dla wielu staje się to wielkim przeżyciem, ponieważ na co dzień i świadomie uczucia i piękna