"W progu" w reż. Bartka Konopki w Teatrze Ateneum im. Jaracza w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
W monodramie musi być jakaś sita, skoro przyciąga artystów spełnionych. Tak się stało w przypadku Mariana Opani, który nie musiał przecież poszukiwać ani potwierdzenia swoich umiejętności, ani sympatii widzów. Aktora najwyraźniej skusiła sama forma i tekst Glena Bergera (prapremiera polska), w inteligentny sposób kreślący dziwne przygody pewnego bibliotekarza z holenderskiej prowincji, do którego rąk trafiła książka zwrócona do biblioteki po 123 latach. Starszy pan wiedzie życie ustabilizowane i nudne, pozapinane na ostatni guzik i bez żadnych - na to wygląda - szans na odmianę. A jednak oddana po tylu latach książka narusza porządek. Daje to początek prywatnemu śledztwu, które gna bibliotekarza po całym świecie, aż do odkrycia, że ściga Żyda Wiecznego Tułacza, a sam jest Latającym Holendrem (albo na odwrót). Na koniec nasz bohater zrozumie, że za żadną cenę nie wyrzeknie się pasji tworzenia. Tekst pełen błyskotliwych zwrotów akcji,