Krzysztof Warlikowski robi przedstawienia operowe na zaproszenie ważnych scen europejskich i w pewnych kręgach uchodzi już za człowieka opery. Czy nim rzeczywiście jest? - pyta Dorota Szwarcman w Ruchu Muzycznym.
Na pewno mu do tego bliżej niż wówczas, kiedy reżyserował "Don Carlosa" w Operze Narodowej, wciąż jednak daleko, o czym świadczy jego niemiecki debiut - "Eugeniusz Oniegin" w Operze Bawarskiej w Monachium. Nie będę się rozwodzić nad kwestią, czy Oniegin był gejem, czy nie, i czy Warlikowski miał prawo z niego geja zrobić. O tym pisali bodaj już wszyscy recenzenci niemieccy, a także polscy, którzy na spektaklu byli. Trudno zresztą tę sprawę pominąć, stanowi bowiem istotę jego inscenizacji. I poniekąd ułożyła relacje między entuzjastami a krytykami koncepcji, co daje się odczuć nawet podczas spektaklu: wiadomo, że jedni będą krzyczeć, inni będą buczeć. I tyle. Nie będę się też zastanawiać, na ile może reżyser odejść od dzieła. Na portalu e-teatr, a propos zresztą "Oniegina", rozgorzała dyskusja, kto jest autorem spektaklu? Na to pytanie nader często padała odpowiedź: reżyser. Taka koncepcja zakorzeniła się już w teatrze na do