"Błękitny diabeł" w reż. Józefa Opalskiego i Barbary Krafftówny w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Renata Moroz w Dzienniku Bałtyckim.
Przychodzi w życiu każdego człowieka taki czas, kiedy należy sobie powiedzieć dość. Nie daj Boże jednak, żeby Barbarze Krafftównej przyszło to już do głowy. By przemknęło jej przez myśl, żeby teatr porzucić. Ta filigranowa kobieta to heros sceny. Udowodniła to na swym jubileuszu przygotowanym z okazji 60-lecia pracy artystycznej w gdyńskim teatrze Muzycznym. Wyrecytowała, ba, wytańczyła i wyśpiewała monodram "Błękitny diabeł", wcielając się w postać Marleny Dietrich. Była tak przekonywająca, że widzowie uwierzyli, iż oglądają ostatnie chwile życia niemieckiej aktorki, że obserwują zmagania starej kobiety z chorobą alkoholową, że wsadzają nos w intymne relacje matki - Marleny i jej córki Marii. I jeszcze coś - trzeba wielkiego aktorstwa, by ukryć wrodzoną radość życia, objawiającą się w oczach. A Krafftównej to się udało. Na półtorej godziny zasłoniła swe roześmiane oczy cieniem smutku i cierpienia. Gdy wypowiedziała osta