Tradycja przedstawień sylwestrowo-noworocznych w Teatrze im. Jaracza ciągle żywa. Tym razem twórcy mają nadzieję rozbawić nas farsą "Czego nie widać" Michaela Frayna.
To przedstawienie o tym jak się robi farsę. - W sztuce wszystko zmierza ku totalnej katastrofie. Mam nadzieję, że nam się to nie przytrafi - mówi reżyser Marcin Sławiński. - To co dzieje się w "Czego nie widać" to czarny sen reżysera. - Miewam takie koszmary: a to ktoś zapomni tekstu, a to coś się nie uda - przyznaje. W farsie efekt zależy od zgrania drobnych szczegółów. Można to porównać do pracy żonglera. - Sprawia to wrażenie lekkości ale trzeba ogromnej pracy i mnóstwa prób, żeby połączyć wszystkie elementy - mówi reżyser. Drzwi muszą się otworzyć w odpowiedniej chwili, aktor wejść na scenę w danej sekundzie. - Myślałam, że to będzie zabawne, a tymczasem przypominało zajęcia z matematyki - opowiada Joanna Fertacz, dla której "Czego nie widać" to pierwsza farsa w karierze. - Granie w czymś takim nie jest śmieszne i muszę przyznać, że w "Płatonowie" ubawiłam się o wiele bardziej - dodaje. W "Czego nie widać" oglądamy spar