Najbardziej wstrząsającą sceną "Pułapki" Tadeusza Różewicza jest obraz zamykający spektakl, gdy łysi mięśniacy zaganiają ludzi do wagonów. Jest to przerażające nie dlatego, że chłopcy są szczególnie brutalni, ale dlatego, że są żywcem wyjęci z naszej rzeczywistości. Tacy faceci z byczymi karkami, noszący wojskowe spodnie i glany, żyją pośród nas.
W przeddzień premiery odbyła się w Olsztynie manifestacja neofaszystów pod hasłami obrony... życia poczętego. Rację ma reżyserka przedstawienia Julia Wernio, gdy mówi, że do "Pułapki" historia dopisuje kolejne sceny. Wróćmy jednak do początku. "Pułapka" to dramaturgiczna rozprawa na temat osoby i losu Franza Kafki - jako syna, pragnącego daremnie wyzwolić się spod wpływu ojca; jako pisarza, którego twórczość wymaga poświęcenia osobistego życia i jako praskiego Żyda, którego krewni i znajomi staną się ofiarami holocaustu. To ciekawe przedstawienie, w którym widać reżyserski namysł i pomysł. Na scenie znakomicie wypadli aktorzy średniego pokolenia: Artur Steranko w roli Hermanna Kafki, Marian Czarkowski jako szewc i Joanna Fertacz w roli Julii, matki Franza. Słabiej i mniej przekonująco natomiast zagrali młodsi: Radosław He-bal (Franz Kafka) i Dariusz Poleszak (Max Brod). W pamięci mam tę właśnie rolę, zagraną przed laty niezwykle os