Reżyser kina moralnego niepokoju, niegdyś krytyk niesprawiedliwej rzeczywistości, sam stał się teraz adresatem zmasowanej krytyki. Choć nie da się ukryć, że bez problemu znaleźliśmy takich, którzy go wzięli w obronę. Być może najbliższe dni przyniosą finał sporu, który podzielił i jego podwładnych, i urzędników, i widzów Teatru im. Jaracza w Olsztynie.
O Januszu Kijowskim i Teatrze im. Jaracza ostatnio jest głośno nawet poza Olsztynem. Niestety, nie z racji jego dokonań artystycznych, ale sporu, który wybuchł po tym, jak władze województwa jako nadzorujące tę placówkę postanowiły po raz kolejny przedłużyć mu kontrakt na stanowisku dyrektora. Misja cywilizacyjna Kiedy Kijowski, uznany już reżyser, przyjeżdżał do Olsztyna w 2004 r., snuł wielkie plany o tworzeniu sztuki i teatru daleko wybiegających poza granice miasta czy regionu. Nie zawsze to, co wtedy mówił, było miłe dla ucha olsztynian. On jednak przekonywał, że jest prawdziwe. Narzekał na zaściankowość miasta, na poziom intelektualny studentów, którzy nie garną się ani do teatru, ani do ambitnego kina. On przybył na te ziemie z misją cywilizacyjną. Tak wynikało z rozmów. Nic dziwnego, że ta wizja, szerokie horyzonty i znajomości w świecie kultury, ujęły ówcześnie rządzących i powierzyli mu dyrektorski fotel. Szybko wrzuci�