- Wrocławiowi życzę silnego środowiska artystycznego, które nie zgadza się na ręczne sterowanie i nie odda kultury urzędnikom ani politykom. Jeśli go zabraknie, pozostaną nam mianowani dyrektorzy, poruszani rękami urzędników. To już nie będzie środowisko, tylko aparat - mówi pisarka Olga Tokarczuk w rozmowie z Magdaleną Piekarską w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Magda Piekarska: Co dla pisarki znaczy tytuł Ambasador Wrocławia? Olga Tokarczuk: Wszyscy, którzy na mnie głosowali, wiedzieli, że obszarem moich zainteresowań jest kultura. I tak właśnie widzę Wrocław - od strony kultury. Raczej więc nie będę silić się na to, by ambasadorować miastu w sprawach przemysłu, budowy mostów czy sportu. A jeśli tak wielu ludzi uznało, że właśnie teraz, w roku Europejskiej Stolicy Kultury, ambasadorką Wrocławia powinna zostać pisarka, to taka wiadomość jest bardzo krzepiąca. Wyobrażam sobie, że pisarz o niczym innym nie marzy jak o świętym spokoju. Tytuł nie będzie dla pani obciążeniem? - Czy jest jakaś lista obowiązków? Ja i tak je spełniam, niezależnie od tytułu. Ambasadoruję Wrocławiowi od lat, jeżdżąc po świecie. Ludzie mnie pytają, skąd jestem, więc odpowiadam: Wroclaw, Breslau, Vratislavia albo "Wroklaf", "Wodzlaw" czy "Wrotsjwaf". Dla mnie Wrocław to przede wszystkim stolica Dolnego Śląsk