Mąż, mama, babcia, siostra. Julka (pies) i Agatka (gęś). Mazury i dom w fioletowej, pachnącej chmurze. Aktorzy i kamera telewizyjna, a nade wszystko - praca. Oto krótka lista miłości jej życia.
Aż się prosi, by napisać: kobieta-legenda. Ale ona nie lubi wielkich słów. Pijemy herbatę w cienkiej porcelanie, w głębi pokoju zegar wybija równe godziny. Jaka jest? Kobieta, reżyserka i scenarzystka, na której kabaretach i spektaklach telewizyjnych wychowały się pokolenia? - Praca, to pani miłość? - Raczej pasja. Do pracy jeździłam zawsze z radością. Zaraz po maturze przyszłam do telewizji, to były jej pionierskie czasy. Cały program szedł na żywo, nerwy trzeba było mieć ze stali. Tak, telewizja to była moja wielka pasja. Ku rozpaczy mojej rodziny, bo mama nigdy nie wiedziała, kiedy wrócę do domu. Wigilia często bywała u nas raz o drugiej po południu, a raz o jedenastej w nocy. Co panią tak przyciągało? - Praca z kamerą. Przez nią oglądam świat, jak przez wyostrzone okulary. Miałam też to szczęście, że otaczałam się ludźmi, których lubiłam. Aktorzy, asystenci, montażystka, producentka - to byli moi przyjaciele po prostu. Ale czy o