Edwarda Lubaszenkę poznałem w latach 70. w krakowskim SPATiF-ie. Był dość blisko z moimi dobrymi znajomymi, więc raz czy drugi znaleźliśmy się przy tym samym stoliku, w jednym towarzystwie. Była okazja, żeby pogadać, a przy okazji napić się razem wódki. Lubaszenkę juniora poznałem nieco później na planie filmu "Łuk Erosa", w którym szczupły 19-latek zagrał Adama Karowskiego.
Zawodową specjalnością Edwarda Lubaszenki, który po roku 1989 wyjawił zawiłości swej genealogii i zaczął używać podwójnego nazwiska, była daleko posunięta powściągliwość w stosowaniu ekspresji. Uprawiał rodzaj nowoczesnego aktorstwa filmowego, plasując się na antypodach tzw. krakowskiej szkoły aktorskiej nadekspresji, która może i nieźle sprawdzała się na scenie, ale w obiektywie filmowej kamery stawała się manierą nie do zaakceptowania. Lubaszenko senior potrafił zachować kamienną twarz nawet w najmocniejszych epizodach, obrazując wulkan targających nim emocji zaledwie nikłym drgnieniem muskułu na szczupłej, szlachetnej w wyrazie twarzy... O jednej z jego mocnych kreacji w Teatrze Telewizji rozmawiałem kiedyś w sali klubowej przy ul. Krupniczej z panią Otwinowską, wdową po Stefanie, długoletnim prezesie krakowskiego oddziału ZLP. I chyba ta obopólna aprobata dla kunsztu aktorskiego Edwarda Lubaszenki sprawiła, że pani Ewa, przedwojenna