"Latający Holender" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Stanisław Bukowski w Ruchu Muzycznym.
Wrocław jako jedyne miasto w Polsce konsekwentnie prezentuje dramaty Richarda Wagnera. W latach 2003-2006 Opera Wrocławska pod dyrekcją Ewy Michnik wystawiła "Pierścień Nibelunga", cztery lata temu - "Parsifala", teraz - "Holendra tułacza". Trudna muzyka, skomplikowane libretta, a za każdym razem widownia wypełniona do ostatniego miejsca. Tym razem dramat wiekuistego potępienia, poświęcenia w imię miłości, odkupienia, rozgrywał się na terenie Pergoli, nad wodą, na tle ogromnej fontanny. Sześć przedstawień dla ponad trzech tysięcy widzów to dwadzieścia tysięcy biletów, które rozeszły się w przedsprzedaży. "Holender tułacz" wystawiony został jako "Latający Holender". Reżyser i scenograf Waldemar Zawodziński zbudował ogromną scenę-platformę, pod nią umieścił orkiestrę. Na brzegu stawu zacumowały dwa naturalnej wielkości statki. Jeden - norweskiego żeglarza Dalanda oraz drugi - przeklętego Holendra. Wagner oparł libretto na noweli Heinricha