Aktualna komedia sezonu, która
Ani nie jest aktualną, ani komedią, ani (podobno) Woyciechowskiego. Jest to melodramat trzyaktowy, z którego pierwszy konstrukcyjnie jest nie do przyjęcia, drugi jest lepszy, a trzeci ratuje sytuację, robiąc z melodramatu zajmujący thriller. Morał niebezpiecznie fałszywy. On mordował to i ja zamordowałem. I autor mordercę usprawiedliwia okolicznościami łagodzącymi. Jedną z tych okoliczności jest miłość zabójcy do pół-głupawej, a pół genialnie mądrej Angieleczki. Ciekawy argument. Na czoło zespołu wybijają się Butscherowie, choć Butscher w pierwszym akcie nie daje odskoczni Urbanowiczowi. W drugim akcie sztuka nabiera kolorów, Urbanowicz życia, a Lechówna która gra Angielkę, wnosi do sztuki rumieniec. Angielszczyzna, którą posługują się aktorzy - okropna i można by ją bez szkody było wykreślić z wyjątkiem monologu Lechówny, który się kończy słowiańskim: choleha, psiakhew!